Czy zasłużyłam na przemoc?
OSTRZEŻENIE, TRIGGER WARNING. TO NIE BĘDZIE PRZYJEMNA LEKTURA. TEKST ZAWIERA OPISY GWA*TU, STATYSTYKI ZAB*JSTW ETC. JEŚLI DOŚWIADCZYŁXŚ PRZEMOCY - ZGŁOŚ SIĘ PO WSPARCIE!!!!!
Kiedy wydarzała się tragedia na Uniwersytecie Warszawskim wracałam z nagrania programu telewizyjnego o pornografii. Myślałam o tym, że pod koniec dyskusji prowadząca przytoczyła historię sprzed kilku miesięcy o Marii Kovalchuk, modelce, którą w krytycznym stanie znaleziono w Dubaju. Dziewczyna przyleciała do stolicy luksusu marząc o wielkiej karierze. Wszyscy przecież marzymy, żeby ktoś nas zauważył i żeby nam się powiodło. Kapitalizm na każdym kroku przekonuje, że pieniądze, drogie torebki i ładne widoczki na insta to jest ten cały sukces. Dwudziestolatkę zaproszono na imprezę do bogatych szejków - skończyła z połamanym kręgosłupem i bez dokumentów. Co byście zrobili, gdyby zaproszono Was na taką imprezę? Odmówilibyście? A gdyby ktoś jeszcze za to płacił? To nie pierwsza taka historia, w której ofiarą jest młoda, piękna kobieta. Prowadząca patrzy na mnie i sugeruje, ze posiadanie konta na onlyfans mogło przyczynić się do tej zbrodni. Zupełnie jakby w toku myślenia umknęło jej, że winny przemocy jest sprawca, a nie ofiara. Zaprotestowałam (z wielkim wsparciem wspaniałej, mądrej seksuolożki Magdaleny Smaś-Myszczyszyn), ale zaraz potem skończył nam się czas antenowy. Dalej były już tylko wspólne fotki. Myślę o tym i skręca mi żołądek (od kilku dni), szczególnie w obliczu ostatniej serii brutalnych mo*derstw w Polsce. Myślę sobie: czy jestem bezpieczna? Czy rzeczywiście to ja sama proszę się o przemoc? Co miałabym zrobić, żeby pozostać bezpieczna? Im więcej pytań próbuję wymyślić tym bardziej absurdalny wydaje się ten victim-blaming. Jak pomóc ofiarom, jeśli będziemy je obwiniać za zbrodnie? Jeśli na komisariatach wciąż będą nas pytać: a co miała na sobie, czy piła alkohol, jakie fotki wrzuca na instagram? Nikt nie prosi o przemoc, a na pewno nie robi tego w sposób niewerbalny, bo przekroczenie cudzych granic bez świadomie wyrażonej zgody to po prostu gwałt i przęstepstwo. ZGODĘ MOŻNA COFNĄĆ W KAŻDEJ CHWILI. Żaden strój czy nawet jego brak (!) nie jest przyzwoleniem na naruszenie nietykalności cielesnej drugiej osoby, a tym bardziej na użycie przemocy. Czy nie jest to powszechne doświadczenie życia w kobiecym ciele? Sama wrzuciłam ostatnio na instagram rolkę ze spaceru i ona przypadkiem wykręciła jakieś szalone zasięgi. Mam na sobie szary dres, bluzę z długim rękawem i japonki. Z wyciągniętych spodni wystaje mi sznurek od stringów, spod bluzy kilka centymetrów brzucha, na którym mam tatuaż. Użytkownik @its_remzzy komentuje: I czego się chwalisz że masz tatuaże a potem się dziwią że takie atencyjne kurwiska gwałcą emoji facepalm i to cringowe emoji płaczące ze śmiechu. Mi jakoś wcale nie jest do śmiechu. Wyciągam ten komentarz na stories. Obserwujący mnie mężczyźni (a jakże) odpisują: olej gościa, jesteś fajna, po co się tym przejmujesz i jeszcze to roztrząsasz? Dziewczyny odpisują: przykro mi, też dostaję takie komentarze, trzymaj się, to powinno być z miejsca karalne. Po upublicznieniu przeze mnie screena wraz z definicją gwałtu kretyński komentarz znika. Czyżby u autora nastąpiła jakaś autorefleksja? Myślę o książce Mai Staśko i Patrycji Wieczorkiewicz „Gwałt Polski”. O tym, że zbyt długo milczałyśmy i znosiłyśmy teksty o tym, że przecież same jesteśmy sobie winne - także ze strony osób, do których zgłaszałyśmy się po pomoc i sprawiedliwość, od policji, prokuratury i biegłych sądowych, od rodziny, a nawet od psychologów. Od mężczyzn, którzy żartowali z gwałtu, a potem mówili nam: co Ty jesteś taka wrażliwa, a na żartach się nie znasz?
Nie powiem nawet Pies Was jebał, bo to mezalians byłby dla Psa. To Wam brakuje wrażliwości.
PRZEMOC W CZASACH POPKULTURY Problemem dzisiejszych czasów okazuje się być nie tyle sama pornografia (nawet ta brutalna, której zwykle trzeba poszukać, żeby znaleźć), ale fetyszyzacja przemocy w popkulturze w ogóle. Idolem dzisiejszych nastolatków jest Patrick Bateman, bohater kultowego filmu „American Psycho” (2000), dla którego morderstwo wydaje się być elementem codziennej rutyny, zaraz po serii brzuszków i wklepaniu nawilżającego kremu po goleniu. Zdaje się, że osiągnął w życiu wszystko - poza kontrolą nad swoją własną frustracją. Zanim poćwiartuje swoją ofiarę, nakrywa prześcieradłem modną kanapę w kolorze kości słoniowej, na garnitur od Valentino zakłada foliową pelerynkę i włącza „nastrojową” muzykę. Rach-ciach, po wszystkim z niewzruszoną miną odpala drogie cygaro. Sama wystawiłam na filmwebie dziewięć gwiazdek dziesięć lat temu, kiedy z nieskrywaną fascynacją pokazał mi go mój były chłopak. Obejrzałam go dzisiaj jeszcze raz. Kiedyś wydawał mi się chyba bardziej satyryczny, obśmiewający toksyczną męskość. Dzisiaj obawiam się, że zbyt wielu dojrzewających chłopaków widzi w nim coś zupełnie przeciwnego.
Jak czytamy na stronie fundacjazaginieni.pl „standardowo 79% wszystkich ofiar zab*jstw na całym świecie to mężczyźni, a 21% to kobiety.”. I niech to wybrzmi głośno i wyraźnie: mężczyźni też doświadczają przemocy. Fizycznej, psychicznej, a także seksualnej. Też kiedyś myślałam, że jest to powód, żeby kłócić się ze stwierdzeniem, że „przemoc ma płeć”. Taki Patrick Bateman za*ija w filmie: czarnego mężczyznę w kryzysie bezdomności i kumpla z firmy, z którym rywalizuje, kilku policjantów, portiera, mężczyznę sprzątającego biurowiec, dwie kobiety pracujące seksualnie i staruszkę, która chce uratować od strzału z pistoletu małego kotka (kotek przeżyje). Dodatkowo przyznaje się do za*icia studentki w parku, swojej byłej dziewczyny, „jakiegoś starego pedała z psem” i modelki (ale to akurat średnio pamięta), Za*ił dwadzieścia, a może czterdzieści osób. Nagrywał filmy i pokazywał je ofiarom. Zjadał ich mózgi - wyznaje to w końcowym monologu. Wyjątkowo mrozi mnie, kiedy mówi: MUSIAŁEM za*ić wielu ludzi. Nie jestem pewien czy TYM RAZEM UJDZIE MI TO NA SUCHO. W następnej scenie bierze prysznic, a potem kompletnie mu odpierdala. Bo wiecie, takie historie nie mają prawa mieć happy endu. Nie wiadomo, gdzie jest granica między prawdą, a fikcją. Główny bohater sam przyznaje, że nawet jeśli rzeczywiście zabił to nie ma to przecież znaczenia - ani dla niego, ani dla społeczeństwa. Jego prawnik uznaje to wszystko za żart. Wam też zdarza się żartować z morderstwa?
„A jaki jest stosunek sprawców zabójstw? Aż 95% wszystkich sprawców to mężczyźni, a tylko 5% to kobiety. Taki stosunek utrzymuje się na zasadniczo stałym poziomie, niezależnie od typu zabójstwa czy użytej broni”. Nawet nie wyobrażacie sobie jak marzę o tym, żeby mówić „…ALE PRZECIEŻ NIE KAŻDY MĘŻCZYZNA…”, a jednak - zazwyczaj to właśnie mężczyzna. Ile seryjnych zabójczyń potraficie przywołać z pamięci, a ile seriali o mordercach z wypiekami na twarzy obejrzeliście na netflixie czy innym hbo? Rozrywka dla chłopców - małych i dużych - to dziś nie tylko gry i filmy akcji, wybuchy, pościgi, strzelanki, ale estetyczne seriale o mordercach. Fikcyjnych jak np. w „You”, w którym główny bohater jest stalkerem i od kilku sezonów zabija kobiety, z którymi łączą go romantyczne relacje albo o zgrozo, opartych na prawdziwych historiach. Popkultura w ostatnich latach coraz chętniej wystawia laurki przemocowym chujom. Programy takie jak „Wyznania mordercy” czy bijące rekordy popularności podcasty kryminalne przedstawiają ich dysfunkcyjne mózgi jako coś fascynującego i wartego rozkminki. Przedstawia się ich jako bohaterów zwykle inteligentnych, nawet przystojnych, często dość nieśmiałych - pogubione jednostki, które same doświadczyły w życiu cierpienia, a teraz sami chcą wymierzyć światu sprawiedliwość. Kto nadstawi dla nich policzek? Czy trudno utożsamić się z takim sympatycznym mordercą? Zobacz, spoko gość, rodzinę miał, “dzień dobry” zawsze mówił, ale w końcu coś w nim pękło. Może wcale tego nie planował, a może był po prostu chory psychicznie. Poświęcamy dużo uwagi, żeby wyjaśnić ich motywy, tym samym zyskujemy wobec nich więcej empatii niż wobec samych ofiar. Media rozgrzebują sprawy, nie szanując ich krewnych, którzy z ciężarem tragedii mierzą się do końca swojego życia. W końcu dla mediów zła wiadomość to dobra wiadomość - lepiej się klika. Po zabójstwie na UW bez problemu trafiam w sieci na filmik z miejsca zbrodni. Małgorzata, pracowniczka uniwersytetu, matka trójki dzieci leży w kałuży krwi po ataku z użyciem siekiery. Część komentujących wzrusza wirtualnymi ramionami - w ogóle ich to nie rusza, bo przecież gorsze rzeczy oglądają od lat (ja osobiście mam taką tolerancje na oglądanie przemocy, że do dzisiaj nie mogę się pozbierać po pierwszym odcinku „Squid game”). Zerkam na ich profile. Zwykle to młodzi chłopcy o prawicowych poglądach. Z resztą tak samo jak sprawca bestialskiej zbrodni.
KAŻDA OFIARA PRZEMOCY ZASŁUGUJE NA WSPARCIE, PROFESJONALNĄ POMOC, OPIEKĘ Niezależnie czy jest mężczyzną czy kobietą i czy w ogóle utożsamia się z binarnym podziałem na płeć, niezależnie od tego jaki ma kolor skóry, orientacje seksualną i romantyczną, czy jest ładnx czy brzydkx, chudx czy grubx, niezależnie czy pracuje seksualnie czy w żabce i jakiemu klubowi kibicuje. Należy się lewakom, prawakom, nawet libkom. ALE PO TĘ POMOC TRZEBA SIĘ ZGŁOSIĆ (zamiast latać z siekierą). Statystyki pokazują, że kobiety budują trwalsze więzi z innymi ludźmi, mają bliższy kontakt z rodziną, rozmawiają między sobą o emocjach i częściej zgłaszają się po pomoc w kryzysowych sytuacjach. Większość sam*bojców to mężczyźni. Dlaczego mężczyzni nie proszą po pomoc? W patriarchalnym systemie na mężczyznach spoczywa ogromna presja sukcesu, którą bardzo trudno spełnić. Trzeba zasadzić drzewo w wynajmowanej mikrokawalerce, spłodzić syna w kryzysie demograficznym, wstawać codziennie o piątej, zjeść optymalną ilość białka po treningu i zrobić karierę jako artysta-dj, mieć skórę, furę i komórę (albo chociaż dobry rower), fajną wizytówkę, mem pej i powodzenie u kobiet. Kapitalizm ciągle szepcze: musić mieć lepiej, więcej, musisz mieć największego kutasa na świecie (a przynajmniej większego od sąsiada), więc w kółko myślisz, że czegoś Ci brakuje. Jest Ci trudno, smutno, czujesz się sfrustrowany. Przyznanie się do „słabości” kojarzone jest jako coś „niemęskiego”. Niektórzy wolą się dosłownie za*ić niż przyznać na głos do własnych problemów.
BYĆ MĘŻCZYZNĄ - CO TO W OGÓLE ZNACZY? Tam, gdzie pojawia się problem najlepiej zrobić biznes (jebac kapitalizm). W social mediach utworzył się ruch, tzw. manosfera, kierowany do mężczyzn, gdzie męscy influencerzy obiecują rozwiazanie męskich problemów. To mizoginia, kult dominacji i emocjonalne odcięcie zgrabnie zapakowane w angażujące, motywacyjne posty o siłowni i podrywaniu. Większość mężczyzn przyznaje, że wcale nie szukało takich treści, ale takie treści same znalazły ich. Najnowsze badania wyraźnie wskazują, że zdrowie psychiczne regularnych konsumentów takich treści… drastycznie się pogarsza. Aż 62% procent ankietowanych uważa, że mężczyzna sam powinien rozwiązać swoje problemy, a zatem nie wypada mu prosić o pomoc czy okazywać słabości. Mimo to prawie 30% procent czuje się bezużytecznie i przyznaje, że odczuwają w życiu przewlekły lęk i smutek - z którymi nie wiedzą co zrobić. Zatrważające 76% uważa, że mężczyźni, którzy nie kontrolują swoich emocji są słabi. I nie chodzi tu o kontrole nad agresją, ale o okazywanie smutku czy bezradności właśnie. To co wnioskuję z tych danych to także narastający problem z samotnością i palącą potrzebą przynależności do jakiejś grupy. W tym wypadku do grupy, którą łączy wspólny… „wróg”. Aż 86% konsumentów manosferowych treści odczuwa frustracje podczas randkowania - narzekają, że kobiety są niemiłe i odrzucają ich, ponieważ wolą bogatszych czy przystojniejszych (może Was zaskoczę, ale kobiety wolą tych bardziej inteligentnych emocjonalnie!!!). Narastające poczucie niesprawiedliwości w połączeniu z nieumiejętnością regulowania własnych emocji wpływa na ich światopogląd i to jak traktują kobiety w swoim otoczeniu - nie tylko potencjalne partnerki, ale własne matki, koleżanki z pracy, kelnerki i urzędniczki, osoby publiczne, obce dziewczyny w internecie, a nawet małe dziewczynki. Aż 63% badanych mężczyzn uważa, że feminizm powstał po to, żeby uciszyć mężczyzn (bzdura, powstał po to, żeby dać głos mniej uprzywilejowanym), a 70% uważa, że kobiety w ogóle mają w życiu łatwiej. Znam te dane z raportu „Young Mens Health in a Digital World” z filmiku @olajasinek. Kiedy podaję go dalej na instagramie jakiś mężczyzna odpisuje, że w ogóle nie ma co tego badać, bo tak jest. Internet nie wymyślił mizoginii, ale uczynił z niej pożądany styl życia i źródło zarobku dla… najbogatszych.
Męscy influencerzy i w ogóle platformy społecznościowe sprzedają mężczyznom, którzy nie czują się w dzisiejszym świecie wystarczająco męscy, fantazje o sukcesie, o pieniądzach, drogich garniturach, szybkich samochodach, wielkich bicepsach, grubych kutasach i pięknych kobietach, które będą dosłownie padać u ich stóp. I zarabiają na tym grube siano. Jeśli jesteś już męski zawsze możesz być jeszcze bardziej męski, jeśli kupisz produkt x i y, będziesz miał droższy garnitur, szybszy samochód, większy biceps, grubszy kutas i jeszcze piękniejsze kobiety. Jeśli nie uda Ci się być bardziej męskim to będziesz nieszczęśliwy i wtedy, zamiast udać się po pomoc do specjalisty, będziesz znów kupować produkt x i y i spędzisz więcej czasu oglądając szkodliwe filmiki, tłumiąc emocje i porównując się do innych. Myślisz, że tak przedstawiany sukces rzeczywiście daje poczucie szczęścia czy to tylko dobrze sprzedający się obrazek, wtłaczany nam do głów w setkach wyświetleń na instagramie? Z badań wynika, że aż 63% młodych chłopaków regularnie konsumuje treści tego typu w mediach. Czołowym przedstawicielem tego ruchu jest zamieszany w handel ludźmi andrew tate (ponad 10 milionów obserwujących na x), przyjaciel obrzydliwie bogatego anty-artysty kanye (20 milionów obserwujących na instagramie), ostatnio znanego przede wszystkim z nazistowskich poglądów, „nagich” stylizacji swojej (kolejnej) żony i przekraczania wszelkich granic w ramach promocji swoich albumów. Staram się go nie śledzić, bo uważam, że to co robi jest wyjątkowo szkodliwe i nie warto się do tego dokładać, ale korzystam z twittera i chcąc nie chcąc trafiają do mnie różne nagłówki. Ostatnio trafił do mnie taki, że „ssał kutasa swojego kuzyna od 14 roku życia”. Dopiero teraz sprawdziłam artykuł na pudelku, żeby sprawdzić cały kontekst. Kanye wypuścił nowy utwór zatytułowany „Cousins”. Jego kuzyn został skazany na dożywocie za zabicie ciężarnej (!) kobiety. „…Być może w moim egocentrycznym bałaganie czułem, że to moja wina, że pokazałem mu te brudne magazyny, gdy miał sześć lat, a potem odgrywaliśmy to, co zobaczyliśmy. Mój tata miał magazyny „Playboya”, ale magazyny, które znalazłem na górze szafy mojej mamy, były inne. Mam na imię Ye i do 14. roku życia ssałem kutasa mojego kuzyna” - napisał na twitterze. Czy to wciąż próba przesunięcia granic skandalu, znalezienia usprawiedliwienia dla swoich toksycznych zachowań, marketing czy wołanie o pomoc? Pudelek cytuje tez jeden z komentarzy jego „bezradnych fanów”: „Jesteś obrzydliwy. Są rzeczy, o których nie musisz mówić światu, by się wyleczyć i iść dalej… Nie chcieliśmy tego wiedzieć. Nie mogę uwierzyć w to, co właśnie przeczytałem. Nie jestem w stanie już bronic Ye. Odpuszczam.” Wiele komentarzy jest homofobicznych. Napisanie o traumatycznych wydarzeniach ze swojego życia zdaje się więc być bardziej kontrowersyjne niż publiczne pisanie laurek dla hitlera czy podżeganie do nienawiści i przemocy wobec innych osób, grup etnicznych i społeczności. A to ci puenta. Niejednokrotnie karani za swoje skandaliczne, szkodliwe wypowiedzi, wciąż bez ograniczeń postują na twitterze, kupionym (!) kilka lat temu przez elona muska, jednego z najbogatszych ludzi na świecie, wielbiciela „wolności słowa”, który w każdej sekundzie zarabia krocie na polaryzacji społeczeństwa i uzależnieniu swoich użytkowników. Czy łatwiej jest manipulować mężczyznami czy kobietami?
JAK ZWYKLE COŚ O EMPATII Słuchałam ostatnio podcastu Wojsiat ogólnie z neurobiologiem profesorem Wojciechem Glacem o różnicach w kobiecym i męskim mózgu. Przyznam, ze z początku pomysłam: o kurwa, jestesmy zgubieni. Rzeczywiście, budowa naszych mózgów może wskazywać na to, ze w zależności od płci biologicznej sprawdzają się lepiej w trochę innych obszarach. W dużym uproszczeniu - rożnica ta może odbijać się na podejmowaniu decyzji: wychodziłoby na to, ze kobiety biorą pod uwagę więcej aspektów, dlatego decydują w sposób mniej impulsywny niż mężczyźni. W statystykach kobiety wypadają też jako bardziej empatyczne. Na szczęście dwoje wybitnych specjalistów od badań mózgu entuzjastycznie potwierdza: empatię można trenować. Jak? Empatia jest składową inteligencji emocjonalnej, kluczową dla ludzkości kompetencją przyjmowania perspektywy drugiej osoby, przez co możemy lepiej zrozumieć innych (a także samych siebie). Zdolność empatii pozwala osiągnąć wzgląd emocjonalny oraz zrozumienie, że jesteśmy różni jako ludzie, mamy własne myśli i uczucia. Im lepiej będziemy rozumieli swoje emocje, tym łatwiej będzie nam zrozumieć innych - i odwrotnie. To klucz do budowania zdrowych relacji międzyludzkich i fundament dobrze działających społeczności. Warto pamiętać, że różnice w mózgach miedzy osobami tej samej płci mogą byc w wielu przypadkach znacznie większe niż w zestawieniu kobieta/mężczyzna. Na rozwój każdego mózgu wpłynęły nie tylko lata ewolucji, ale też nasze osobiste doświadczenia, gromadzone szczególnie na pierwszych etapach rozwoju, kultura, w której żyjemy etc. Kto wie, może kiedyś wszyscy mieliśmy takie same mózgi, ale to kobiety od początku dziejów musiały być ostrożniejsze i ogarniać więcej, więc ich mózgi ewolucyjnie przystosowały się do warunków. To również kobiety na kartach historii doświadczały częściej tej systemowej przemocy (patrz: palenie czarownic na stosach, karanie za niedostosowanie się do ról społecznych, wykluczanie samotnych matek etc.). Mężczyznom przez wieki było trochę łatwiej (także uśredniając). Większość z nich miała po prostu z góry przypisane prawa (np. do dziedziczenia ziemii, posiadania majątku, do uczestnictwa w głosowaniach, do pełnienia ważnych funkcji w kościołach i innych miejscach władzy) i zależną kobietę, która w tym czasie zajmowała się dziećmi, nieodpłatną pracą emocjonalną i obowiązkami domowymi. Cytując związanych z konfederacją założycieli „fundacji patriarchat”: “Kobieta to nie partnerka, ale część dobytku mężczyzny” - tak rzeczywiście było jeszcze do niedawna. Taki patriarchat na szczęście zaczął się trochę sypać. Czyniąc z pieniędzy największą wartość, wepchnął kobiety w śliskie ramiona kapitalizmu, tym samym uczynił je bardziej niezależnymi ekonomicznie jednostkami i umożliwił zbuntowanie się wobec obowiązujących norm i narzucanych nam kulturowo ról. Co prawda dalej trudno jest być kobietą czy queerem w świecie dominujących mężczyzn. Przed randką wysyłamy koleżankom swoją lokalizacje, zawsze zamawiamy ubera, kiedy musimy wracać same do domu późną porą, nosimy przy sobie luźny t-shirt do narzucenia w komunikacji, żeby nie zwracać uwagi odsłoniętym od upału ciałem i zaciskamy w pięści klucze jak kastet przechodząc ciemną ulicą. Czy dzięki tym kobiecym life-hackom rzeczywiście czujemy się bezpiecznie i równo?
WEDŁUG RAPORTU ONZ NAJMNIEJ BEZPIECZNYM DLA KOBIET MIEJSCEM JEST ICH… DOM W 2023 roku na świecie zamor*owano 85 tysięcy kobiet, a aż 60% procent z nich zginęło z rąk partnera lub członka rodziny (w 2022 roku było to 70%, w 2021 67%…). Co ciekawe w statystykach dotyczących za*ójstw, w których ofiarami są mężczyźni, dom rzeczywiście plasuje się na końcu listy. Najgorszą z możliwych tragedii zazwyczaj poprzedzają inne akty przemocy. Sama doświadczyłam molestowania we własnym domu. Nawet nie raz. !!! TRIGGER WARNING !!! OPISUJĘ GW*ŁT
Poznałam chłopaka na imprezie gabberowej. Miałam dwadzieścia lat, a on chyba ze dwa razy więcej. Przedstawiłam mu się, a on pokazał tatuaż z moim imieniem w serduszku. - Mam już tatuaż z Twoim imieniem - powiedział. - Musisz być moją dziewczyną. Nie za bardzo mi się podobał, ale był głośny, śmieszny i całkiem przekonujący. Miał dużo fajnych znajomych i to mi w nim imponowało. Kiedyś to było ;) Wtedy naprawdę coś fajnego gromadziło się wokół tej muzyki, kultura klubowa to był jakiś wyraz buntu, zew wolności i chciało się w tym uczestniczyć. Mieszkałam w tym czasie z koleżanką, razem chodziłyśmy na imprezy, studiowałyśmy modę, ja pracowałam jako niania. Zaprosiłam go do nas do mieszkania. Siedzieliśmy u mnie w pokoju. On próbował mnie dotykać i przekonywać do seksu w kółko zadając to samo pytanie. Jak z automatu wystrzeliwałam NIENIENIENIENEIENIEN, coraz głośniej, tak żeby moja współlokatorka też wyraźnie to usłyszała. - Muszę iść siku. - mówię i on rzeczywiście wreszcie daje mi trochę przestrzeni. Sikam długo, a potem idę do kuchni, krzątam się, udaję, że robię coś do picia. Zimową herbatę, jakbym chciała parą wodną unoszącą się nad czajnikiem wysłać koleżance dymną wiadomość: send help. Chodź na szluga. Przychodzi, a ja krojąc pomarańcze, zagotowuje wodę po raz drugi i szepczę do niej, że nie wiem jak wybrnąć z tej sytuacji. — Może się zgódź to da Ci spokój. Nie jest zły - nie była to najmądrzejsza rada, ale ludzie w tym wieku zwykle nie są najmądrzejsi. - Chcesz herbaty? - krzyczę z kuchni do tego chłopaka. Chciał. Nie pamiętam czy udało mi się go wyprosić czy po prostu zmieniliśmy temat, bo moja współlokatorka dołączyła do rozmowy.
Spotkaliśmy się na następnej imprezie, przedstawił mnie znajomym na backstagu. Dopiero wchodziłam w ten świat, wszystko to było ekscytujące i jednocześnie stresujące, tak jak się człowiek stresuje przed pierwszym razem. Grał sam dj Mad Dog. Dużo wrażeń. Byłam zmęczona i nietrzeźwa, chciałam odpocząć. On zaoferował, że odprowadzi mnie do domu. Zostaliśmy sami. Pamiętam, że dotykał mnie bez mojej zgody, chociaż byłam zmęczona i nietrzeźwa, chciałam odpocząć, oczy same mi się zamykały. Czułam, że nic nie mogę z tym zrobić. Niedługo później reszta znajomych wróciła z imprezy na after. Czyżbym była uratowana? - Kumple koledzy, wyproście go proszę, nie chcę, żeby był w moim domu, boję się go - mówię do nich dyskretnie. Chłopak, który go wtedy wyprosił został moim chłopakiem na następne kilka lat ;) więc nie miałam za bardzo czasu, żeby to rozpamiętywać… Udawało nam się siebie unikać. Wszyscy w towarzystwie chyba wiedzieli, że się nie lubimy, ale nie wiem czy wiedzieli dlaczego. Trzęsłam się jak go widziałam albo o nim mówiłam. Po latach z jakiegoś powodu opowiedziałam o tym wspólnemu znajomemu. Wiecie co zrobił? Przekazał mu wszystko. Mimo, że zablokowałam go na różnych portalach, pisał do mojego chłopaka i żądał ode mnie przeprosin. Kiedy powiedziałam znajomemu, że niepotrzebnie się wtrącał bez konsultowania tego ze mną, bo to dla mnie trudna psychicznie sprawa i nie chciałam jej rozgrzebywać, zaczął podważać moją historię i pytać dlaczego nie zgłosiłam sprawy na policję. Kiedy zaczęłam agresywnie pisać, ze chuj z niego, a nie feminista to napisała do mnie jeszcze jego dziewczyna, członkini feministycznego kolektywu, że nie mogę być wobec jej chłopaka agresywna. Wtedy znów wróciły mi ataki paniki…
Kilka lat póżniej poznałam chłopaka. Był z innego miasta. Rozmawialiśmy ze sobą trzy miesiące, właściwie non stop i na każdy temat. W końcu zaprosiłam go do siebie na kilka dni. Chcieliśmy uprawiać seks, ale nie stanął mu penis. Pocieszałam go: nie przejmuj się, pierwsze razy są stresujące. Poszliśmy na spacer, a wieczorem obejrzeliśmy film i zasnęliśmy razem. Wybudziłam się w środku nocy, kiedy wszedł we mnie bez prezerwatywy. Sparaliżowało mnie ze strachu i zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować było już po wszystkim. Kilka pchnięć, a potem spuścił mi się na brzuch. - Wiedziałem, ze szybko pójdzie - powiedział, obrócił się na drugi bok i zasnął. Długo leżałam w ciemności nie dowierzając w to, co się w ogóle wydarzyło. Pomyślałam sobie: lubię gościa, przecież nie wyrzucę go w środku nocy na ulicę. Dopiero na następny dzień zebrałam się na odwagę, żeby z nim o tym porozmawiać. Powiedziałam, że to co zrobił to po prostu gwałt i że czuję się z tym okropnie. Obraził się na mnie, że sugeruje, że jest gwałcicielem. Z jakiegoś powodu opowiedziałam niedawno o tej sytuacji znajomemu, a on spytał: a w czym spałaś?
Kiedy po raz pierwszy w życiu jakiś mężczyzna przekroczył moje granice i zaczął mnie dotykać w seksualny sposób bez mojej zgody byłam ubrana w kostium kąpielowy i krótkie spodenki. Miałam dwanaście lat. Nie znałam go. Był to pracownik hotelu, w którym byłam na wakacjach z rodzicami. Ale większość ofiar zna swoich oprawców dość dobrze. Obserwatorium ds. Kobietobójstwa szacuje, że w Polsce w wyniku przemocy domowej ginie rocznie aż 400-500 kobiet. Najczęstszym motywem jest zazdrość lub nieumiejętność poradzenia sobie z odrzuceniem, odmową. Nie znam kobiety, która nie doświadczyła jakiejś formy przemocy ze strony mężczyzn. Wiele z nich doświadczyła przemocy w związku: fizycznej, psychicznej, seksualnej i ekonomicznej. Moja przyjaciółka uciekła od narzeczonego w takim pośpiechu, ze zabrała tylko królika. Moją Mamę stalkował mężczyzna, który nie mógł się pogodzić, że związała się jednak z kimś innym. Moja koleżanka-dziennikarka wciąż walczy w sądzie i chociaż ofiar było kilka to sprawca przemocy dalej robi karierę i pozostaje bezkarny. Ja sama lata temu zostałam „zatrudniona” przez mężczyznę, który w mediach pokazywany jest z jak najlepszej strony. Obrońca mniejszości. Zdobywając moje zaufanie i wykorzystując swoją dominującą pozycję autorytetu, upił mnie i pół-przytomną zaciągnął do łóżka, a potem powiedział, że „w życiu każdego mężczyzny przychodzi taki dzień, że najbardziej podobają mu się dziewczyny w wieku jego własnej córki…”. Wielu moich znajomych nie ma nawet kontaktu z własnymi ojcami, bo nie interesują ich własne dzieci (ja na szczęście mam wspaniałych rodziców). Te dzieci są już dorosłe i opowiadają mi czasem historie pełne bólu. Niektórzy dopiero po latach terapii przypominają sobie o traumatycznych doświadczeniach, które przeżywali w dzieciństwie. A po nich przychodzą następne pokolenia. Trochę lepsze czy może jednak gorsze? Co zrobić, żeby były lepsze?
JEŚLI MASZ WYBÓR - NIE WYBIERAJ AGRESJI Myślę, że odpowiedź jest dość prosta, ale czasochłonna i wymagająca dużych zmian, poświęcenia i ciężkiej pracy, której potrzeba, żeby pociągnąć cały ciężar tego świata w lepszym kierunku. Rewolucja też przychodzi małymi krokami ;) Kobiety i osoby queerowe wykonały już ogrom tej pracy, ale niestety muszą mówić jeszcze głośniej o przemocy, której doświadczają NA CO DZIEŃ. Mężczyźni muszą zrozumieć, że patriarchat oraz nierozłączny mu kult toksycznej męskości szkodzi także im. Przemoc nie jest rozwiązaniem żadnych problemów, tylko braniem na siebie kolejnych (!!!) i dokładaniem cegiełki do polaryzacji i nierówności. Niestety, wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich w Polsce są przerażające. Wychodzi na to, że co trzeci Polak głosował za postulatami odnoszącymi się do faszyzmu i szczucia na mniejszości. Od zachwalania przemocy wobec dzieci po antysemityzm, palenie tęczowych flag i ordynarnie wycie zamiast uszanowania minuty ciszy. Sześć procent osób głosujących za grzegorzem braunem, który jawnie (!) namawia do agresji i sam zwraca się ku takim zachowaniom, sprawia, że boję się jeszcze bardziej o bezpieczeństwo w tym kraju. Politycy, którzy wolność rozumieją jako prawo do narzucania swojego zdania innym. Zbuntowani, sfrustrowani, niebezpieczni, wierzą, że wszystko im się należy i nie poniosą konsekwencji za swoje zachowanie - to w nich mężczyźni chcą widzieć swoją reprezentacje. Być może wcale nie muszą mieć podobnych poglądów, ale szukają głosów, które głośno wyrażą ich sprzeciw. Sprzeciw wobec zmieniającego się świata, gdzie ich pozycja nie będzie dłużej pozycją dominacji. Ludzie uciekają w radykalizm, gdy czują, że ich pozycja jest zagrożona. Tak naprawdę wszyscy chcemy tego samego. Bezpieczeństwa, sprawiedliwości, bycia usłyszanym. Tylko niektórzy cudzym kosztem
Całą Polską wstrząsnęła ostatnio historia zab*jstwa 16-letniej Mai z Mławy. Wychodząc z domu powiedziała rodzicom, że idzie się spotkać ze swoim byłym chłopakiem i „jeśli ją wkurzy to wróci za pięć minut, a jeśli nie to za pół godziny.” Jej ciało znaleziono po tygodniu. !!!TW!!! Sekcja zwłok wykazała, że Maja miała powybijane zęby i ślady przypalania żrącą substancją, brakowało jej palca. Zmarła w skutek rozległych obrażeń głowy. Związane ciało znaleziono w kontenerze niedaleko miejsca zbrodni. !!! Sprawca został złapany następnego dnia w Grecji. Jego mama komentuje sprawę: „teraz dziewczyna już nikogo więcej nie skrzywdzi”. A co z jej synem? Czy on też już nikogo więcej nie skrzywdzi? Jakie konsekwencje powinien ponieść? Oboje mieli wcześniej nadzór kuratorski ze względu na niewłaściwe zachowania, ale naprawdę nic nie jest w stanie usprawiedliwić tak bestialskiej zbrodni dokonanej przez nastolatka. Pod zdjęciami Mai oczywiście wysyp komentarzy na temat jej wyglądu. Niektórzy piszą, że skoro robiła zdjęcia, na których wygląda seksownie to w sumie zasłużyła. Tym bardziej, jeśli sama w przeszłości w jakiś sposób skrzywdziła sprawcę.
To samo miało miejsce pod zdjęciami 11-letniej dziewczynki, której przez dwa dni szukała cała Polska. Okazało się, że przebywała w domu u ponad dwa razy starszego od niej chłopaka. W komentarzach piszą: nie wyglądała na 11 lat. A na ile? I jakie to ma znaczenie dla sprawy? Mężczyzna usłyszał zarzuty o uprowadzenie osoby małoletniej i dopuszczenie się wobec niej czynności seksualnych. Komentują, że na zdjęciu ma pomalowane rzęsy i w sumie sama dobrowolnie z nim poszła. JEDENASTOLATKA. Z DWUDZIESTO CZTERO LATKIEM. Nie zastanawia nikogo dlaczego młody mężczyzna w ogóle zainteresował się dzieckiem??????? O czym rozmawiał z dziewczynką, która nie zdawała jeszcze nawet egzaminu ósmoklasisty? CZY RZECZYWIŚCIE „NIE WYGLĄDAŁA NA 11-LAT” CZY MOŻE BYŁA SEKSUALIZOWANA PRZEZ SPOŁECZEŃSTWO, KTÓRE OD NAJMŁODSZYCH LAT PODKRĘCA W DZIEWCZYNKACH RYWALIZACJE O BYCIE ATRAKCYJNĄ DLA INNYCH? Czemu wymagamy od 11-letniej dziewczynki większej rozważności i odpowiedzialności niż od jakiegoś typka prawdopodobnie już po studiach, który zaprosił dziecko do swojego mieszkania? Umoralniające komentarze o wyglądzie i zachowaniu dziewczynki piszą głównie młodzi mężczyźni, ale nie tylko. W końcu wszyscy jesteśmy w tym świecie umoczeni po uszy. W społeczeństwie dyscyplinowania kobiet i mniej uprzywilejowanych, oceniania każdego przez wygląd, seksualność, przez swoją moralność. Trafiam na komentarz dojrzałej kobiety, matki. Na takie jak ona mówi się „strażniczka patriarchatu”.
CZY PRZEMOC MA PŁEĆ? Na twitterze jakiś koleś pisze, że pod wpisami na temat zabójstwa Mai to przede wszystkim kobiety piszą agresyjne komentarze. Jeden z moich obserwatorów, którego uważam za inteligentnego gościa ;) podsyła mi go jako argument - przeciwnie do mojej opinii, on uważa, że przemoc nie ma płci. A więc: młody chłopak (o prawicowych poglądach, followujący mentzena) popełnia brutalne mor*erstwo - a twitter w szoku, że kobiety są wkurwione i coraz realniej bojąc się o własne bezpieczeństwo przy rosnącej mizoginii, reagują defensywnie. Kilka dni później wyskakuje mi filmik, na którym dziewczyna nagrywa stalkera i dzwoni w tej sprawie na policje. Ten mężczyzna jest jej obcy. Ma sądowny zakaz zbliżania, ale to go wcale nie odstrasza. Kombinuje dalej. Żadne słowa z jej ust także nie robią na nim wrażenia. Wręcz przeciwnie - kiedy dziewczyna pyta co on sobie wyobraża zachowując się w taki nachalny, niekomfortowy dla niej sposób, czy naprawdę myśli sobie, że po czymś takim będą w związku, on odpowiada: mam taką nadzieję. Wyraźnie mówi mu, że się odjebał, krytykuje jego zachowanie, mówi, że nie ma szans na znajomość z nią. W komentarzach - zgadnijcie… głownie sugestie, że to ustawka i że dziewczyna próbuje zrobić karierę (!) udostępniając to nagranie. Prawie nikt nie krytykuje stalkera, który realnie popełnia poważne przęstepstwo i zagraża bezpieczeństwu drugiej osoby. Nawet jeśli miałaby to być „ustawka” TO CHUJ W TO. Takie zachowania trzeba głośno i publicznie potępiać. Jeśli „przemoc nie ma płci” to dlaczego ciągle widzę w mediach podobne historie? Czemu słyszę je codziennie od swoich koleżanek? Czemu czytam w kółko te same komentarze obwiniające ofiary? Czemu ciągle trzeba tłumaczyć mężczyznom: a co, jeśli to by była Twoja matka, żona lub córka? Tak jakby kobiety zasługiwały na empatię i bezpieczeństwo tylko pełniąc jakąś funkcję wobec mężczyzny.
Uważam, że przemoc jest przede wszystkim systemowa, a TEN SYSTEM TO PATRIARCHAT. Wszyscy w nim żyjemy i jesteśmy nim przesiąknięci do cna. Jak najbardziej się zgadzam, że przemoc nakręca przemoc i każdy jej doświadcza, ale w innym wymiarze. PATRIARCHAT SZKODZI TAKŻE MĘŻCZYZNOM (a może i przede wszystkim mężczyznom, którzy nie umieją się mu postawić?). Ten system buduje pomniki męskości, która jest synonimem dominacji. Od mężczyzn wymaga się siły, wręcz agresywnej pewności siebie. Mężczyzna ma mieć racje, rozpychać się łokciami i walczyć o swoje - nawet cudzym kosztem. W tym systemie silny fizycznie mężczyzna paradoksalnie kojarzy się z bezpieczeństwem. Świetnie obrazuje to np. sytuacja sprzed kilku lat, kiedy Will Smith na gali rozdania Oscarów uderzył prowadzącego z powodu „żartu” obrażającego jego żonę, chorującą na łysienie plackowate. Tysiące głosów, kobiecych i męskich, przyklaskiwało, że właśnie tak powinien zachować się PRAWDZIWY MĘŻCZYZNA. Ale czy rzeczywiście mężczyzna, który tak łatwo sięga po przemoc jako „rozwiązanie problemu” to osoba, przy której można czuć się bezpiecznie? Jeśli tak łatwo daje się sprowokować to skąd ta pewność, że podczas „małżeńskiej kłótni” nie będzie zachowywał się agresywnie? Patriarchat uczy chłopców, że pierwszym wyborem, odruchowym wyjściem w kryzysowej, trudnej emocjonalnie sytuacji jest siła. Dużo łatwiej wystosować komuś gonga na ryj niż przyznać się do błędu, słabości, niż porozmawiać o swojej potrzebie czułości i bliskości, którą każdy z nas jako człowiek odczuwa. Młodzi mężczyźni często są pozbawieni nieseksualnego dotyku już na etapie wczesnego dorastania. Każde przytulenie czy gest, który u podstaw natury ma regulować nasz system nerwowy jest postrzegany jako coś niekomfortowego, niemęskiego, seksualnego lub jeszcze „gorzej” - homoerotycznego. Jeśli nie regulujemy swoich emocji, nie rozmawiamy o nich, nie potrafimy ich nawet nazwać to one pęcznieją w środku - a póżniej wybuchają. Przemoc rodzi przemoc. A co jeśli jest też odwrotnie? Jeśli czułość i empatia nakręcają czułość i empatię? Jeśli dawanie wsparcia nakręca wsparcie? Jeśli bezpieczeństwo daje więcej bezpieczeństwa? Jeśli miłość można mnożyć tak samo jak nienawiść?
- Przyjedź do mnie. Potrzebuję się przytulić. Mam zły dzień. - dzwoni do mnie znajomy. Nie jest to pewnie najlepszy pomysł, ale odzywa się we mnie moja wewnętrzna Matka Teresa i sama potrzebuję się do kogoś przytulić. Kiedy przyjeżdżam na miejsce okazuje się, że moje potrzeby jednak nie będą zaspokojone. Wychodzi po mnie na przystanek chwiejnym krokiem. Nie chce go przytulać. Ma na sobie ultrakrótkie szorty i tank top, chociaż na dworze jest kilkanaście stopni. - Chodź do mnie na chwilę - mówi. Tego też nie chcę robić. Moim warunkiem było, że idziemy na spacer, bo nie mam do niego zaufania. Teraz straciłam je zupełnie. Powinnam była po prostu się odwrócić i wsiąść z powrotem do tramwaju, ale nie zrobiłam tego, bo zrobiło mi się go szkoda. Poza tym przejechałam już pół Warszawy i też potrzebuję z kimś pogadać. Idę z nim pod blok, ale nalegam, że poczekam na dole. Mówię NIE tak głośno, że słyszy mnie cały Dolny Mokotów. Piszę sms do przyjaciółki, podaję jej lokalizację i proszę, żeby była pod telefonem. W końcu idziemy na spacer, ale jest zimno albo czegoś zapomina i znowu namawia mnie, żebym weszła na chwilę do niego do mieszkania, bo przecież już wytrzeźwiał. Zgadzam się, bo nie mam już siły na kłótnie. Na chwilę tylko. Staję w otwartych drzwiach wejściowych, ale on ciągle mnie namawia, coś chce mi pokazać, coś na youtubie, odpala telewizor, prosi, żebym ściągnęła buty. Kurtki nie ściągam. Sam ostentacyjnie ściąga z siebie wszystko, bo „musi się przebrać i zaraz wychodzimy”. Robi fikołka tak, że jego goła dupa ląduje mi przed twarzą. - Chcesz się przytulić? - śmieje się i napiera mnie swoim dwa razy cięższym ciałem. Nie chcę. Chce mi się siku. Rozglądam się dookoła, żeby nie patrzeć jak pajacuje. W mieszkaniu jest zaskakująco dużo przedmiotów wyglądających na kobiece. Miętowo-różowy rower typu damka, paczki z zalando zaadresowane na Julię, brudne, koronkowe majtki zwinięte przy łóżku. Ostatnio go pocieszałam, bo myślałam, że się rozstali i że to było dla niego bardzo bolesne. Strasznie płakał. Spytałam czy chciałaby do niej wrócić. - W sumie to jesteśmy razem - powiedział. Pośpiesznie ubieram buty, bo teraz to już jestem pewna, że nie powinno mnie tu być. Akurat jest w łazience, ale drzwi są otwarte, a on sika i mówi - Ale mnie wkurwiają te niektóre laski, mówię Ci. Normalnie, tak że bym im wyjebał. Normalnie, tak jakbym wyjebał kolesiowi. - Czuję, że cała sztywnieje i bynajmniej nie jest to podniecenie. Moje palce tracą kontrolę nad sznurowaniem. Zwijam się w kulkę. Jak jeż, który właśnie usłyszał syreny alarmowe. On akurat wychodzi z łazienki i zauważa, że zaczęłam się ubierać.
- No weź, gdzie Ty znowu uciekasz? Boisz się mnie? Przecież nie jesteś jak te niektóre laski. Tobie nic nie zrobię. Czemu jak one wszystkie mi sugerujesz, że ja niby jestem jakimś gw*łcicielem czy przemocowcem? Co ja Ci niby zrobiłem? Chciałem się tylko przytulić.
- Nie czuję się bezpiecznie. To co mówisz jest okropne. Okłamujesz mnie, nie szanujesz moich granic i masz problem, o którym powinieneś porozmawiać z jakimś specjalistą, najlepiej takim, który zajmuje się uzależnieniami - daję mu buziaka w czółko na pożegnanie - To przerasta moje kompetencje i nie mogę wziąć na siebie takiej odpowiedzialności, ale życzę Ci powodzenia. Zadbaj o siebie. Siema
- Serio? Gadasz jak moja siostra lewaczka… - wbrew pozorom nie był to chyba komplement, chociaż dalej już nie słyszę, bo zbiegam po schodach najszybciej jak potrafię. Atak paniki zatrzymuje mnie kilka ulic dalej. A później przychodzi też wdzięczność, że potrafię postawić granice. Czy to czyni mnie bezpieczną?
Moje rozważanie przerywają gwiżdżący na mnie robotnicy, pracujący przy budowie tramwaju do Wilanowa. Siadam na przystanku, żeby złapać oddech. Kątem oka widzę jak w moją stronę zatacza się mężczyzna z rozwaloną głową i bełkocze coś w niezrozumiałym dla mnie języku polskim. Jeszcze tego brakowało. W pierwszej chwili naprawdę myślę, że mam ochotę mu wyjebać z półobrotu. Widzę to nawet oczami wyobraźni, chociaż realnie nie wiem czy moja stopa miałaby szansę sięgnąć do wysokości jego czerwonej twarzy. - Naprawdę nie mam teraz ochoty z Panem rozmawiać - mówię, chociaż nie wiem czy słyszy, bo w trzech krokach jestem już po drugiej stronie ulicy. Czasem marzę, żeby być niewidzialna. Może wtedy byłabym rzeczywiście bezpieczna. Tylko jeśli bym zniknęła - kto wtedy wyrażałby sprzeciw wobec niesprawiedliwości?
Wpisuję w google „mężczyznobójstwo”. Z ciekawości. Nic. Wyszukiwarka sugeruje „mężczyzna zabójstwo”. W ciągu ostatnich tygodni w Polsce wydarzało się kilka głośnych, mrożących krew w żyłach spraw. W sumie codziennie coś. W każdej z nich za zab*jstwo odpowiedzialni są mężczyzni-sprawcy. Właśnie tacy, którzy sami potrzebowali pomocy, wsparcia i empatii, ale nie zgłosili się po nie w porę. Właśnie tacy, w których narastała frustracja i gniew, aż w końcu coś w nich pękło. Tym tragediom można było zapobiec: edukując, wprowadzając zmiany legislacyjne, instytucjonalne i społeczne. Wielu sprawcom przemocy wciąż udaje się uniknąć odpowiedzialności, bo machamy ręką na pierwsze niepokojące sygnały. Boys will be boys - sama raz po raz usprawiedliwiam różnych mężczyzn w moim życiu. Nie miał w życiu lekko. To dobry chłopak, którego poniosło o jeden raz za daleko. To dobry chłopak, który zawsze jak coś przeskrobie rzuca na stół jakąś „kartę wyjścia z więzienia” jakby to było monopoly. Nie możemy na to pozwolić. Nasz sprzeciw musi być głośny. NASZ - CZYLI WSZYSTKICH. Kobiety zgłaszając doznaną krzywdę wciąż spotykają się z brakiem wsparcia wśród społeczeństwa, mediów oraz instytucji. Na ich niekorzyść zawsze jest zbyt krótki rąbek u spódnicy, fajne cycki albo drink, którego nie upilnowały. Wtórna wiktymizacja sprawia, że wiele z nas boi się szukać pomocy. A potem jest już za późno.

Hej, z czystej ciekawości przeczytałem ten wpis. Niestety tekst czyta się dosyć ciężko. Poruszasz kilka wątków, nie kończąc żadnego z nich. W samym tekście jest kilka sprzecznych i nie jasnych stanowisk, składnia i forma budowanych przez Ciebie zdań również nie jest najlepsza. Szanuje wysiłek, z pewnymi stanowiskami się zgadzam, z innymi nie. Jednak całościowo tekst jest ciężki w odbiorze z racji sposobu w jaki został napisany.
W tym tekście jest sporo informacji i wątków, przez co trochę ciężko się to czyta, szczególnie jeśli ktoś nie jest już "w temacie" albo po prostu mu się nie chce w to zagłębiać. Wydaje mi się, że skoro tekst ma mieć też charakter edukacyjny, to powinien być bardziej przystępny, a teraz trafia raczej do osób już przekonanych. Warto nad tym popracować.Co do samej treści, dobrze by było wyjaśnić pewne sprzeczności.
"Kapitalizm na każdym kroku przekonuje, że pieniądze, drogie torebki i ładne widoczki na insta to jest ten cały sukces. (...) Prowadząca patrzy na mnie i sugeruje, że posiadanie konta na OnlyFans mogło przyczynić się do tej zbrodni."No właśnie, najpierw krytyka Instagrama jako symbolu kapitalizmu, a zaraz potem OnlyFans, który przecież działa na tej samej zasadzie , pojawia się trochę jakby w obronie. To nie jest jasne. Czemu Insta jest zły, a OF ma być neutralny czy nawet okej? Dla mnie nie ma między nimi dużej różnicy, OF jest wręcz bardziej kapitalistyczny.
"Przemoc w czasach popkultury. Problemem dzisiejszych czasów okazuje się być nie tyle sama pornografia (nawet ta brutalna, której zwykle trzeba poszukać, żeby znaleźć), ale fetyszyzacja przemocy w popkulturze w ogóle..." No i pytanie – serio trzeba specjalnie szukać brutalnej pornografii? Wystarczy wejść na jakikolwiek popularny portal erotyczny, a na pierwszej stronie masz kategorie typu "hardcore" czy "BDSM". Więc ta teza o trudnym dostępie trochę się nie trzyma.
Co do "naszych czasów" i "kryzysu męskości" – to też warto doprecyzować. Ten temat przewija się od co najmniej stu lat, to nie jest żadne nowe zjawisko. Jest o tym masa tekstów, zarówno naukowych, jak i popularnych. https://substack.com/profile/109936248-micha-szaniewski/note/c-129483856
"Uważam, że przemoc jest przede wszystkim systemowa, a ten system to patriarchat..."Okej, ale czy w matriarchacie nie ma przemocy? Jest jakaś przeciw waga ? To wymagałoby szerszego uzasadnienia. Bo dla mnie to też nie jest oczywiste. Siostry Trưng z Wietnamu, które przegoniły Chińczyków, raczej nie działały bez użycia siły. Tak naprawdę nie znamy społeczeństw, w których kobiety miałyby większą władzę niż mężczyźni. "Stara Europa", o której mówiła Marija Gimbutas, też raczej nie była prawdziwym matriarchatem. Irokezi , przywoływani jako przykład społeczeństwa, w którym kobiety miały coś do powiedzenia. Też nie byli ani matriarchalni, ani całkiem egalitarni.
Jest jeden ciekawy wyjątek. Plemię Mosuo z Chin. Tam przemoc faktycznie jest rzadsza, bo nie ma tradycyjnego małżeństwa. Ludzie są w tzw. związkach chodzonych, to kobieta wybiera partnera i wszystko działa bez zazdrości czy przymusu. Można to porównać do statystyk przemocy domowej w Polsce – 400 kobiet rocznie ginie z rąk partnerów. Ale też trzeba pamiętać, że w społeczeństwach azjatyckich istnieje duże tabu wokół mówienia o przemocy. Np. buddyjscy mnisi – uważani za pokojowych – też potrafią organizować brutalne ataki na mniejszości. Albo Japonia – bardzo ciekawe dane o samobójstwach pokazują, że pod powierzchnią "spokoju" jest mnóstwo napięcia i przemocy https://www.japantimes.co.jp/news/2013/02/03/national/media-national/japans-suicide-statistics-dont-tell-the-real-story
Więc jak dla mnie – teza, że to konkretnie patriarchat jest odpowiedzialny za przemoc, jest trochę za mocna. Mamy przecież nierozstrzygnięty spór o tzw. "czteroletnią wojnę szympansów" – czy to była wojna, czy nie? Wielu naukowców uważa, że tak, czyli przemoc może być starsza niż jakikolwiek system społeczny. Cacilda Jethá w książce „Na początku był seks” podaje inne argumenty – warto byłoby to pogłębić.Choć faktycznie trzeba przyznać, że feminizm jako narzędzie analityczne częściej skupia się na badaniu pokoju niż przemocy. https://substack.com/@michalszaniewski/note/c-121091184
Trzeba sobie jasno powiedzieć: polityka jest przemocą. Historycznie państwo było bardziej represyjne niż pomocne. Dopiero od ok. 100 lat mówi się, że "jest dla ludzi". Carl von Clausewitz mówił, że wojna to polityka innymi środkami. Ludendorff poszedł dalej i uważał, że wojna jest nadrzędna wobec polityki. Przemoc i polityka idą więc ramię w ramię.
Politycy sięgają po przemoc nie tylko literalnie, ale też symbolicznie. I to nie tylko ci z prawej strony. Przypomnijmy "dożynanie watah", wypowiedzi Komorowskiego o strzelaniu do kaczek, gest podżynania gardła w wykonaniu Kingi Gajewskiej. Pomnik osoby, która dokonała samospalenia, gdy PiS doszedł do władzy ,na środku nowego placu Defilad.
Strajk Kobiet, który był odpowiedzią na przemoc, ale też sam niósł element przemocy. Np. masowe marsze pod dom Kaczyńskiego, czy fizyczne ataki na kościoły. Więc nie do końca się zgadzam, że "Polacy zagłosowali na przemoc". Raczej: polityka to przemoc, niezależnie od barw. Zawiało Leninem :D
Na końcu pojawia się sporo osobistych historii i przemyśleń ciekawych, ale trochę chaotycznych. Z jednej strony to naturalne, że tekst ma formę przemyślenia, ale fajnie by było, gdyby te wnioski były bardziej dostępne dla osoby z zewnątrz, nie tylko dla własnej audiencji. Przydałoby się też rozpracować kilka paradoksów, jak ta różnica między Instagramem a OF. Osobiście jej nie widzę, OF jest po prostu jeszcze bardziej kapitalistyczny i tyle.
Zasadniczo o czym jest ten blog ?