Jestem onlyfansiarą i nie uprawiam seksu
W tym tekście odpowiadam dlaczego nie uprawiam seksu, zastanawiam się, co stoi za kryzysem w randkowaniu i zdradzam swoje triki na satysfakcjonującą masturbację ;)
JESTEM ONLYFANSIARĄ I NIE UPRAWIAM SEKSU
Mam onlyfansa. Ludzie łatwo zakładają coś na mój temat - na podstawie tego jak mnie widzą. Uwielbiają oceniać cudzą seksualność. Kto ile ciała pokazuje, z kim śpi, co ma w spodniach. Wszystko by chcieli wiedzieć, ale nigdy mnie o to nie pytają - po prostu dopisują sobie historię. Zakładają, że mam szalone życie erotyczne i wielu partnerów. Myślą, że prawdopodnie próbowałam już w życiu wszystkiego i mam wszystkie choroby weneryczne <<a Ty, kiedy się badałeś? Nigdy??! W Warszawie na Chmielnej można zrobić darmowe badania anonimowo>>. Część osób pewnie podejrzewa, że moja cipka nie jest już ciasna. Równie błędnie zakładają, że nie mam szacunku do siebie i swojego ciała. (Otóż mam, bo szacunek to: dbanie o siebie, kochanie, zdrowie psychiczne i zdrowe odżywianie, zdrowy ruch, zdrowy duch, mało stresu, dużo miłości, odpoczynek, śmiech i dobre relacje. Zdarza Ci się to zaniedbać, nie szanować siebie?), Oceniają mnie przez SWÓJ WSTYD, swoją moralność, pruderyjność. Wyzywają mnie (a czasem też moją rodzinę). Piszą pod moimi postami “szon”, a ja… nawet nie uprawiam seksu. Przed ostatnim niezbyt udanym razem, który miał miejsce jakieś pół roku temu, w sumie też długo długo nic.
Zdarza się, że ktoś pyta mnie o coś na onlyfansie i kiedy przy okazji wspominam, że od kilku lat właściwie nie uprawiam seksu i nie czuję takiej potrzeby, jeśli nie ma w moim zasięgu odpowiedniego partnera to ten ktoś na to oburzony: aha, pewnie masz wysokie wymagania… Chociaż to tylko literki na ekranie, jestem w stanie wyczytać z nich pełen pretensji ton. Złościsz się na mnie, bo z góry zakładasz, ze nie spełniasz moich wymagań? Dlaczego nie wymagasz więcej od siebie? Co w tym złego, że mam wysokie wymagania? Dlaczego miałabym mieć niskie? Lepiej jakbym sypiała z kimkolwiek? A może z każdym? Tak, można lubić seks i nie uprawiać go (lepiej tak niż odwrotnie). Można nawet nie uprawiać i nie chcieć. Można seks też uprawiać, ale nie odczuwać satysfakcji, mimo orgazmu. Ostatnim razem zgodziłam się na seks, ale bez przekonania. Typ wydawał się obiecujący, a ja potrzebowałam odrobiny bliskości. Sam seks był w sumie niezły, ale nie było między nami chemii. Jak po czasie spytałam czy mnie ghostuje, odpisał: tak, udaję, że mam „ważne sprawy”. Więcej nie rozmawialiśmy. Ludzka seksualność bywa tak złożona, że czasem ciężko to pojąć rozumem.
SEKSUALNOŚĆ JEST W OGÓLE POJEBANA
Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się dłużej nad swoją seksualnością? Nie tylko czy jesteś homo czy hetero, ale nad tym JAK JĄ CZUJESZ. Seksualność jest trudna do zbadania. Naukowy język nie opisuje jej tak jak powinien. Swoją seksualność opisać może tylko człowiek. Np. o aseksualnośći wiemy stosunkowo od niedawna (autokorekta właśnie sugeruje mi, że przedrostek a- to literówka). Ja dowiedziałam się z fascynującej książki „Asy. Czego może nas nauczyć aseksualność” Angeli Chen, a ona dowiedziała się od samorzeczników, którzy początkowo wymieniali się doświadczeniami na forach internetowych. Jak opisać coś czego się NIE CZUJE? Skąd wiedzieć, ze nie czujemy czegoś, jeśli nie mamy porównania jak to jest… coś czuć? Skąd wiedzieć jak czują inni? Nie zawsze to wiedziałam, ale teraz wiem, że jestem osobą DEMISEKSUALNĄ. Żeby się tego dowiedzieć, prawdopodobnie musiałam sprawdzić różne opcje. Czuję pociąg seksualny tylko, jeśli mam z kimś chemię, jakieś połączenie, uczucie. Bez TEGO CZEGOŚ seks to tylko mechaniczna czynność, niezręczna fizjologia. Z TYM CZYMŚ to metafizyka. Swoją drogą, dość często myślę, że seks z założenia jest trochę obrzydliwy i głupi: wsadzanie swoich części ciała w czyjeś części ciała, lizanie się w trudno dostępnych miejscach, wymiana płynów (ślina, sperma, pot i nie wiadomo co jeszcze). Czasem oczywiście robię się mokra jak myślę o przystojnych, umięśnionych chłopakach z dużymi nosami, ale to jeszcze nie znaczy, że chciałabym rzeczywiście uprawiać z nimi seks tu i teraz na żywo. Tak naprawdę fantazjuję o kimś komu można zaufać i na kim można polegać. Żeby czerpać z seksu przyjemność, muszę czuć się przy kimś bezpiecznie. Czy to rzeczywiście wysokie wymagania? A jednak - niewielu udaje się temu sprostać. Z szacunku do samej siebie nie zamierzam godzić się ani trochę mniej. Sama siebie traktuję najlepiej jak potrafię i tego samego oczekuję od potencjalnego partnera (nawet jeśli tylko seksualnego). Sam seks nie jest dla mnie czymś wartościującym. Jednocześnie jest dla mnie czymś WAŻNYM. W ogóle myślę, ze ważnym dla ludzkości, nie tylko w celu prokreacji i przedłużenia gatunku, ale jako PRZEDŁUŻENIE ŻYCIA - coś zdrowego, aktywność fizyczna, zabawa, akt zaufania, poczucie bezpieczeństwa, dotyk, bliskość drugiej osoby, hormonalne fajerwerki, odpoczynek i energia: wszystko w jednym, czego realnie potrzebujemy, żeby żyć, przedłużyć życie. Swoje, czyjeś i ogólnie na tej planecie. Seks to celebracja bycia żywym. Ja kocham żyć. Żyje w zgodzie ze swoja seksualnością. Nie wstydzę się tego kim jestem, co czuję, czy uprawiam seks czy go nie uprawiam. Nie wstydzę się mówić o swojej seksualności, o doświadczaniu przyjemności i doświadczaniu odrzucenia. Nie porównuję się do nikogo. Nie oceniam i nie boję się oceny innych.
RYZYKO NIEZROZUMIENIA SIEBIE I WŁASNEJ SEKSUALNOŚCI
Widzieliście już serial „Dojrzewanie” na Netflixie? Opacznie myślimy o seksie. Słyszeliście o zasadzie 80/20? Mężczyźni wierzą, że 80% kobiet odczuwa pociąg zaledwie do 20% mężczyzn i są na nie za to wkurwieni. To straszne, że ktoś może cały swój światopogląd opierać na swoim niepowodzeniu i obwinianiu za to innych, na pielęgnowaniu złości i uczucia odrzucenia czy utożsamianiu się z takim kawałem chuja jak Andrew Tate. Tacy mężczyźni myślą o seksie jak o konkursie, rywalizacji. Jak o polowaniu. Seks to dla nich sukces, cel i marzenie. W rzeczywistości to nie seks gwarantuje szczęście i spełnienie, ale szczęśliwe i spełnione życie na co dzień, zwiększa szanse na udane życie seksualne. Łatwiej jest przerzucić na kogoś odpowiedzialność niż wziac odpowiedzialność na siebie, a jeszcze łatwiej jest nienawidzić kobiet niż samemu się pokochać. Mizoginia to temat, o którym mówimy za mało. Karanie kobiet za aborcje po gwałcie to „poglądy” memżczyzn, którzy nienawidzą kobiet. Nie ma mojej zgody na przemocowych polityków w przestrzeni publicznej :/ czy dalej chcecie żyć w świecie pełnym podziałów i niesprawiedliwości? Mam w głowie takie zdanie, którym wspaniała kobieta i dziennikarka Kaja Gołuchowska podsumowała serial ”Dojrzewanie”: mężczyźni boją się być wyśmiani przez kobiety, kobiety boją się, że mężczyźni je zabiją. Trudno mi się nie zgodzić. Pytała też o odczuwanie empatii do głównego bohatera. Ja mu współczuję, chociaż przemoc nie ma usprawiedliwienia. Głównie czuję złość. Złość na system, na świat się się tak głupio poplątał, na moją bezradność, na to, że tak daleko odeszliśmy od pierwotnych, ludzkich wartości. Chciałabym wrzeszczeć na niego i mocno go przytulić. Tak, żeby zmiękło mu serce… „Przegryw. Mężczyźni w pułapce gniewu i samotności” Patrycji Wieczorkiewicz i Aleksandry Herzyk to naprawdę skrupulatnie opisane środowisko tzw. inceli w Polsce. Przyznaję, że dla mnie ta książka była tak niekomfortowa, że nie dałam rady przez nią przebrnąć, ale warto.
Pamiętam jak ktoś lata temu spytał mnie na moim starym, aktywistycznym, feministycznym instagramie dlaczego piszę takie mądre posty, ale nigdy z perspektywy mężczyzny. Odpisałam: nie jestem mężczyzną. Sam napisz. - Ale on nie chciał, wstydził się sam opisać co czuje. Jeszcze się na mnie obraził… Kochani mężczyźni, po latach ;) te teksty są właśnie o Was i dla Was. Ale też o mnie, bo ostatecznie wszyscy jesteśmy ludźmi i mamy podobne doświadczenia. Dzielenie się swoimi historiami ma wielką moc. Wasz głos sprzeciwu wobec toksycznej męskości jest w tym momencie szalenie ważny dla świata!!!! Tak właśnie dzieją się zmiany. Każde skrajne zjawisko musi mieć oczywiście odbicie na przeciwległym biegunie. Trzeba było trochę poczekać, żeby pojawiały się pierwsze podcasty o (potrzebie nowej) męskości. Właściwie nadal dopiero raczkują (czekam na takie, w których mężczyźni zaczną mówić szczerze o swojej seksualności ;)). W tym czasie kobiety zdążyły wywalczyć sobie trochę praw, wolności, niezależności i autentyczności. Wielokrotnie zorganizować się na protestach i walczyć o zmianę, dzieląc się swoimi historiami. Zdążyły osiągnąć sukces i zredefiniować czym jest. Miały czas, żeby odrzucić presję i wstyd, pójść na terapię, wyjść z toksycznych relacji, a w międzyczasie poszły pewnie jeszcze na paznokcie, zajęcia z ceramiki i kawę z przyjaciółką. Mężczyźni dopiero zaczynają odkrywać prawdziwe koszty życia w patriarchacie i zgniłym kapitalizmie. Czy bliżej nam teraz do siebie? System jebie nas wszystkich na tym samym patencie. Czy kobiety i mężczyźni mogliby wymienić się doświadczeniami i od teraz żyć po prostu w zgodzie i miłości? A czy biedni i bogaci mogliby….?
OCZEKIWANIA VS RZECZYWISTOŚĆ
Fantazjuję o tym, żeby być RÓWNA, kochana, rozumiana, akceptowana. O bliskiej, zdrowej relacji z kimś o podobnych wartościach. Ty tez? Trudno powiedzieć to na głos? Trudno powiedzieć „chce być kochany”, „czuję się samotny”, „nie czuję się wystarczający”, „czuję zbyt dużą presję”, „czasem sobie nie radzę”? Ja też czasem niechętnie przyznaje takie rzeczy. Nie chcę „okazać słabości”, chociaż dobrze wiem, ze powiedzenie tego na głos i poproszenie o pomoc to jedyna opcja do wyzdrowienia (healing) i otwarcia się na takie właśnie wspierające i szczere relacje z innymi ludźmi. Ale boję się otworzyć przed kimś, wstyd stoi mi w gardle… Wirtualne kontakty to nie to samo co prawdziwa bliskość drugiej osoby. I mówię to jako osoba zarabiająca w internecie, ale też osoba, która dużo (i empatycznie) rozmawia z tymi, którzy korzystają z usług seksualnych online. Wiem ze źródła. Internet nigdy nie zastąpi nam realnych relacji, ale mógłby być bezpiecznym miejscem, w którym możemy przeczekać, kiedy czujemy się samotni i odnaleźć podobnych sobie ludzi nawet setki kilometrów dalej. Mieliśmy się sieciować i zbliżać, ale media społecznościowe dawno przestały być społecznościowe. Internet zmienił nasze postrzeganie relacji. Obiecywał łączność ze światem, ale pogłębił problem izolacji i nierówności społeczne. Przesuń w prawo, przesuń w lewo. Randkowanie przypomina zakupy online. Czasem wabi nas ładne zdjęcie, dobry marketing. Póżniej przychodzi co do czego i przychodzi rozczarowanie, takie jakbyś zamówiła zajebisty odkurzacz na t*mu i myślała, że to deal życia, a na żywo okazuje się być z kartonu albo w rozmiarze dla lalki Barbie. Albo jak wchodzisz do vitkaca i chcesz, żeby było luksusowo, a zastajesz coś z poliestru uszyte w Bangladeszu, tyle, że z metką i nierozsądną ceną. Kłamstwo owinięte w śliczny, błyszczący, szeleszczący, papierek od cukierka. Niektórzy przy kreowaniu swojego wizerunku zapominają, że muszą mieć jeszcze jakąś osobowość na żywo. Udawanie czegoś lub kogoś nie ma sensu. Dlaczego to robisz? Nie wiesz kim jesteś? Porównujesz się z innymi? Nie czujesz się wystarczający? To świetnie! Ale nie dla Ciebie, tylko dla jakiegoś kapitalucha :/ Aplikacjjami randkowymi rządzą algorytmy, które walczą o naszą uwagę. Im dłużej będziesz szukał miłości, tym więcej na Tobie zarobią. Najlepiej jakbyś nigdy nie znalazł albo już zawsze czuł się samotny. Bądź niepewny siebie, nie czuj się wystarczający. To konkurs, w którym trudno coś wygrać. Twoja uwaga, czas, który spędzasz na scrollowaniu to pieniądz technologicznych gigantów. Całe góry pieniędzy i ludzkiego nieszczęścia, po których można zjeżdżać na nartach jak Wujek Sknerus McKwacz…
MAMY GLOBALNY KRYZYS RANDKOWY
Jesteśmy zmęczone rozczarowaniami i swoimi oczekiwaniami. Bycie osobą singielską przestaje kojarzyć się z „gorszą opcją”. Co prawda jak nie ma z kim dzielić życia to nie ma też z kim dzielić rachunków, ale spokój… spokój jest bezcenny ;) Pierwszy raz jesteśmy w takim punkcie historii, gdzie kobiety mogą być naprawdę niezależne. Faktycznie, dotychczas to mężczyźni utrzymywali całe rodziny, to od nich zależało przetrwanie całej komórki społecznej. Te kobiety, które przez poprzednie stulecia były najbardziej niezależne i same utrzymywały siebie i rodzinę to przede wszystkim… pracownice seksualne. Wyemancypowane kobiety, queery, samotne wilczyce i samotne matki, te, które urodziły dziecko nieślubne, nie daj boże z gwałtu, były społecznie i towarzysko wykluczane, pozostawały bez jakiejkolwiek pomocy, więc same organizowały się w grupach, pilnowały sobie nawzajem dzieci i zarabiały pieniądze, którymi mogły się dzielić. Mężczyzni rzadko byli wykluczani towarzysko, za to chętnie korzystali z usług pracownic seksualnych. Najczęściej byli w monogamicznych relacjach, ale za pozamałżeński seks i zdrady rozliczane są tylko kobiety. Ale to też nareszcie się zmienia;) Dzisiaj kobiety i queery mają większe możliwości pracy, świetnie radzą sobie w branży kreatywnej i na kierowniczych stanowiskach. Mogą zarabiać więcej niż mężczyźni, co wkurwia ich niemiłosiernie (patrz: onlyfansiary). Mogą mieć pieniądze, terapię, wsparcie przyjaciółek, lepsze relacje z rodzicami, psa albo kota, zajmujące hobby albo kilka, świetne orgazmy i szeroki wybór gadżetów erotycznych. Mogą zrezygnować z zakładania rodziny. Nie potrzebują księcia z bajki, ani rycerza na białym koniu. Badania pokazują, że kobiety żyjące w związkach żyją krócej - dlatego, że wykonują w związku więcej pracy, fizycznej i emocjonalnej. Nie chcemy dłużej świadczyć usług mężczyznom. Taki mężczyzna jak Memcen, biznesmen, który chwali się, że z trudnych rzeczy w kuchni potrafi robić tosty, to nie jest kandydat na partnera czy męża, a już na pewno nie na prezydenta. Nie każdy musi zajebiście gotować, ale fleksowanie się na swojej nieporadności, tylko pokazuje, że całe życie ktoś wszystko za niego robił i podstawiał mu pod nos (kobiety). Niezależne kobiety coraz mniej interesuje Twoja szemrana firma oparta na wyzysku pracowników i zera na Twoim koncie, za którymi nie idą żadne wartości. Kobiety interesuje, żebyś umiał zrobić dla nich tę jajecznicę (bezinteresownie), zjadł z ukochaną osobą wspólne śniadanie, umiał się nią zaopiekować i miał z nią o czym porozmawiać. Żeby mogła mieć w Tobie oparcie. Bezpieczeństwo finansowe jest ważne, ale Twoja wartość nie może opierać się na posiadaniu bądź nie posiadaniu czegoś. Pieniądze nie są fundamentem relacji! Przyjdą i odejdą, ale musisz mieć pewność, ze partner będzie potrafił zapewnić opiekę i wsparcie w każdej sytuacji - czy pieniądze będą czy ich nie ma. Wszystko inne kobiety już mają albo mogą zorganizować sobie same i/lub z przyjaciółkami (pozdrawiam Was dziewczyny :*).
Mężczyźni boją się niezależnych kobiet. Kulturowo przypisywana im dominacja i władza traci w tych warunkach swoja niepodważalną pozycję. Presja na budowanie tradycyjnej rodziny jest mniejsza. Potencjalny partner, ojciec dzieci, wspólnik, mąż musi mieć do zaoferowania coś więcej niż dobrze płatny zawód i samochód. Mam wysokie wymagania. Wiem ile jestem w stanie wnieść w relacje (romantyczną lub nie). Jestem mądra, sexy, dojrzała emocjonalnie. Empatyczna i zaradna, dbam o głowę i ciało, rozwijam się, mam mnóstwo zainteresowań, aktywnie spędzam czas i bezinteresownie pomagam innym. Dużo uwagi poświęcam komunikacji i pracuję ze swoimi emocjami. Fajnie wyglądam i wiem, czego chcę. Dlaczego miałabym szukać partnera, który oferuje mniej (to nawet nie jest pytanie). Nawet jeśli nie jest to potencjalny partner na całe życie, to chcę otaczać się ludźmi, którzy mają podobne wartości do moich. Nie szukam ideału. Wiem, że tacy nie istnieją. Zakochuję się w tym jak ludzie potrafią cieszyć się życiem i radzą sobie mimo przekorności losu. Sama nie jestem ideałem, ale zdecydowanie jest mi bliżej niż dalej. Jestem uparta i zawsze się pobrudzę jak coś jem, ale poza tym jestem dobrym człowiekiem, mam poukładane życie, dbam o swój spokój. Nie szukam problemów ani kogoś, kogo trzeba wychować. Mam serdecznie dość ciągnięcia w górę partnerów, którzy nie oferują zbyt wiele w zamian. Mam dość darmowej, emocjonalnej pracy. Szukam kogoś z kim mogłabym porozmawiać o czymś ważnym, kogoś kto będzie mnie stymulował intelektualnie i uważnie słuchał. Chcę zauroczyć się w czyimś sposobie myślenia, poznać kogoś, kto jest pewny siebie i lubi o siebie dbać. Żeby znaleźć dobrego partnera, wspaniałych przyjaciół trzeba najpierw chcieć być dobrym partnerem i wspaniałym przyjacielem. Spytałam ostatnio na twitterze: co byście zrobili, jeśli siedzielibyście naprzeciwko mnie w pociągu? Wśród komentarzy powtarza się „pewnie nie zwróciłabyś na mnie uwagi”. Dlaczego miałabym zwrócić uwagę na kogoś, kto sam nie dostrzega własnych wartości, kto z góry zakłada, że nie potrafiłby mnie sobą zainteresować? Moje uznanie nie załata Twojego braku pewności siebie. Ja też boję się odrzucenia, ale trzeba zaakceptować, że to nieodłączny element życia. Przydarza się każdemu z nas (mi też), ale różnie sobie z tym radzimy. Jedni lepiej, drudzy fatalnie. Samotni, smutni, niepewni mężczyźni - tak zwani INCELE - wyrastają jak grzyby po deszczu. Zamknięcie szkół i wszystkiego podczas pandemii tylko pogłębiło problem. Życie towarzyskie w dużym stopniu wydarza się online, a tam wcale nie jest lżej. Coraz trudniej chłopakom idzie nawiązywanie relacji na żywo. Brakuje im dobrych wzorców miłości. Swoją frustracje spowodowaną niespełnieniem wylewają pisząc obraźliwe komentarze. Najpopularniejszy to „szon” (skrót od kurwiszon, jakby ktoś nie wiedział, ja się zorientowałam stosunkowo niedawno XD „kurwiszon” to śliczne słowo btw). Zamiast szukać rozwiązania wolą walczyć z urojonym problemem i szukać winnych na zewnątrz. Chłopaki, czasy się zmieniły. Weźcie za siebie odpowiedzialność. Nie możemy stać w miejscu i nie ma sensu się zapierać. Teraz Wasza kolej, żeby dostosować sie do nowej rzeczywistości
MOJA DZIEWCZYNA JEST ONLYFANSIARĄ. SPEŁNIENIE MARZEŃ CZY KOSZMAR?
Na początek: kocha się kogoś za to kim jest i jak nas traktuje, a nie za dupę i kto tę dupę widział. Trochę głupio to brzmi, ale niech wybrzmi. Kilkukrotnie dostałam komentarz, że skoro pokazuję dupę w internecie to nigdy nikt mnie nie pokocha. Przyznaję, że takie komentarze czasem mnie podszczypują i myślę o nich w swoich czarnych myślach. Mimo że wiem, że niczego mi nie brakuje, to czasem boję się, że to prawda i rzeczywiście nie znajdę już partnera. Odkąd mam onlyfansa moje życie romantyczne rzeczywiście nie jest zbyt satysfakcjonujące. Wcześniej byłam w kilkuletniej monogamicznej relacji. Wyszłam z niej z bardzo niskim poczuciem własnej wartości, ale po rozstaniu owocnie skupiłam się na poznawaniu siebie i dbaniu o siebie, na relacjach przyjacielskich i rodzinie, na swoich zajawkach. Lubię życie, które sobie zbudowałam, ale wiadomo, że każdy trochę szuka tej bliskości i żeby ktoś się nim zaopiekował. Tacy są ludzie. Poza bliskością niczego mi nie brakuje. Długo nie chciałam się otwierać na relacje romantyczne, ale trzeba próbować. Znajomi mnie namawiali. Dla zdrowia. Z pierwszej próby uciekłam z atakiem paniki, bo ze stresu odjęło mi mowę. Każda kolejna próba to tylko seria rozczarowań. Randek odwołanych na kilka godzin przed, ghostowania, bo nie zgodziłam się na seks, ghostowania, bo się na niego zgodziłam. Przekraczania moich granic, bezsensownych kłótni i mężczyzn, którzy prosili, żebym im bliknęła na bilet autobusowy i serwowali mrożoną pizzę jako szczyt swojego zaangażowania. Nigdy nie dowiezione gruszki na wierzbie i gwiazdki z nieba. Jakby tylko mieli za co to kupiliby mi kwiaty. Po co być z kimś kto traktuje mnie gorzej niż ja sama siebie traktuje? Coraz więcej satysfakcji zaczęłam odnajdywać w relacjach z przyjaciółkami. Im lepiej mi było ze sobą, tym trudniej mi było znaleźć kandydata na relacje romantyczną. Nie czułam też żalu, żeby zakończyć niesatysfakcjonujące próby (dwie). Zdarzało się kilkukrotnie, że ktoś mnie zagadał, zaproponował randkę i wycofał się przed samym spotkaniem. Ta sytuacja powtarzała się na tyle często, że przez myśl mi przeszło, że może coś to ze mną nie tak. Bolało jednak tylko chwilę, bo zaraz sobie pomyślałam: jego strata - i świat kręcił się dalej.
Fantazjuję, żeby być wysłuchaną i zrozumianą. Rzadko kiedy czuję, ze ktoś naprawdę jest szczerze zainteresowany mną jako osobą. To smutne, ale tak czuję. Wiadomo, not all men, ale ochotników i tak nie ma wielu. Poza tym ochota to za mało. Oceniają mnie po wyglądzie albo po mojej śmiałości w internecie. Incele myślą, że do ładnych dziewczyn zawsze stoi kolejka chętnych chłopaków, ale to nieprawda. A nawet jeśli - to nie liczy się ilość, ale jakość. Mój były zdążył się od naszego rozstania zakochać conajmniej trzy razy i stracić wszystkich przyjaciół. Bez sensu się do niego porównywać, ale kłuje mnie czasem ta asymetria. Czy ktoś z nas jest przez to lepszy? A może gorszy? Moje możliwości znalezienia potencjalnego partnera zdecydowanie są węższe. Wielu mężczyzn rzeczywiście z góry mnie nienawidzi, część widzi we mnie tylko mokrą fantazje na jednego gryza czy ciekawostkę do odhaczenia, ale tylko niewielki % jest w stanie rzeczywiście stworzyć zdrowy związek z osobą pracującą seksualnie, z pewną siebie, niezależną osobą, kobietą z urodzenia. Dlaczego? Dlatego, że wymaga to więcej pracy - nad zaufaniem i pewnością siebie. Nad wyplątywaniem się z toksycznych wzorców patriarchalnego systemu. Bez wątpienia selekcja z mojej strony jest jeszcze bardziej skrupulatna. Początki są zawsze trochę niezręczne i trudne, w końcu jeszcze nic o sobie nie wiemy. Mój autyzm tego nie ułatwia. Długo się otwieram. Polegam na swojej intuicji. Jestem czujna i analizuję wszystkie migające, czerwone lampki. Nie jestem wybredna, ale czuję się kompletna jako singielka i jeśli mam zaprosić kogoś do mojego życia to wybieram ostrożnie. Ostrożność wynika z poprzednich doświadczeń, gdzie ktoś zawiódł moje zaufanie, przekroczył moje granice, skrzywdził mnie fizycznie bądź psychicznie. Zamiast strachu i niepewności, partner powinien wnieść w moje życie jakąś dodatkową wartość, bezpieczeństwo i radość. Mam wspaniale koleżanki, słuchałam koleżanek mojej Mamy, mówiły mi koleżanki mojej młodszej siostry - wszystkie mamy podobne doświadczenia. Właściwie każda z nas chociaż raz w życiu doświadczyła przemocy ze strony (bliskiego) mężczyzny. Każda z nas doświadczyła sytuacji, w której zaufanie i poczucie bezpieczeństwa zostało naruszone, gdzie ktoś nie respektował naszych granic. Znam dziewczyny, które były poniżane, bite, gwałcone, szantażowane emocjonalnie, traktowane jak służba. To nie są pojedyncze historie. Więcej ich znam niż nie znam. Znam tylko kilku naprawdę wspaniałych chłopaków (kmwtw), których uważam za świetnych partnerów (są zwykle zajęci albo homoseksualni). Czasem myślę sobie: niby NIE KAŻDY MĘŻCZYZNA, ALE JEDNAK TO ZAWSZE MĘŻCZYZNA, a więc to systemowe, nieuniknione. Po co próbować, żeby znowu się rozczarować? Czasem mam ochotę ich wszystkich znienawidzić, zemścić się za krzywdę, którą wyrządzili moim siostrom, ale dokąd by mnie to zaprowadziło? Do zbudowania wokół siebie muru, do pisania nienawistnych komentarzy na twitterze czy do zrobienia komuś krzywdy? Złość napędzana poczuciem odrzucenia i rozczarowaniem może być wyjątkowo niebezpieczna. Nigdy nie byłam najlepsza z matmy, ale jeśli mam onlyfansa to muszę tę ostrożność pomnożyć kilkukrotnie. Dbam o swoją energię i poczucie bezpieczeństwa. Ludzka seksualność to jest mimo wszystko bardzo wrażliwa kwestia i trzeba być wyjątkowo uważnym, żeby nie dopuścić do jakichkolwiek nadużyć. Muszę mieć pewność, że mój partner rozumie na co się pisze, wchodząc ze mną w relacje. Muszę się upewnić czy podziela moje podejście do seksualności. Nie mam przestrzeni na przepracowywanie czyjejś zazdrości od podstaw, nie chcę czuć się winna, za to kim jestem i nie chcę być czyjąś fantazją. Muszę się upewnić, że jeśli ktoś spyta mojego partnera o to czym się zajmuję, będzie umiał o tym opowiedzieć. Fakty są takie, że nie jest to typowa sytuacja i budzi wiele skrajnych emocji. Bycie chłopakiem onlyfansiary może oznaczać różne towarzyskie zgrzyty. Być może doświadczysz stygmatyzacji. Musisz liczyć się z tym, że możesz stracić kilku kumpli, bo ich dziewczyny będą traktować mnie jak rywalkę (bez sensu) albo że będziesz musiał stanąć w mojej obronie, kiedy ktoś powie, że nie zasługuje na szacunek (to mi się zdarzyło w poprzedniej pracy). Wierzę, że poznam kiedyś mężczyznę, który zaakceptuje to KIM JESTEM, czym się aktualnie zajmuję, jak wyglądam, jak manifestuję swoją seksualność - i taką mnie pokocha. Tak samo jak moja rodziny i przyjaciele. Wspieramy się i nie oceniamy. Nie chcę ani trochę mniej
CZY BRAKUJE MI SEKSU?
Jasne. Myślę o seksie non stop, ale jak to mówią, szewc bez butów chodzi. Zajmuję się seksem zawodowo. Fani płacą mi za masturbację. W wolnych chwilach czytam książki o seksie i z wypiekami na twarzy oglądam klasyki erotycznego kina. Prywatnie moje życie seksualne nie jest udane. Czasem panikuje, żeby już nigdy nie doświadczę satysfakcjonującego seksu, jeśli nigdy się już nie zakocham. Brakuje mi dotyku drugiej osoby, błysku w oku, ciepła, beztroskiej zabawy z kimś bliskim. Chciałabym doświadczać tego i wszystkiego, wiadomo, kto by nie chciał - to kluczowe dla ludzkości doświadczenie. Chociaż czuje się sexy sama ze sobą, to nadal łaknę dzielenia tego doświadczenia z innymi ludźmi. Kiedy wsuwam w siebie dildo, fantazjuję, ze nie podskakuje na kawałku gumy, ale na żywym kutasie (najlepiej dojrzałym emocjonalnie). Wyobrażam sobie, ze jest rozgrzane ludzkim podnieceniem, że pompuje się przez niego gorąca krew, że mógłby zaraz wytrysnąć tylko dla mnie. Nagrywaliście się kiedyś podczas seksu? A podczas masturbacji? Kiedy brak seksu mnie dobija - nie próżnuję. Nagrywanie pozwoliło mi poznać siebie lepiej. Czy masturbacja jest gorsza od seksu? Jest inna. Tak samo jak można mieć słaby seks, tak samo można mieć średniej jakości masturbację. Skupienie się na jakościowych doświadczeniach wydaje mi się być kluczowe w tym temacie. Czasem dla siebie masturbuję się szybko, mam zawsze pod ręką ulubiony wibrator, jeśli potrzebuje rozładować napięcia zgromadzone w ciele. Włączam porno, mam kilka ulubionych kategorii, ulubionych twórców. Czasem dłużej wybieram wideo, a dochodzę bardzo szybko. Robię to trochę mechanicznie, nieuważnie. Ciało czuje ulgę, ale nie satysfakcję. Ktoś pyta 15cm to mały czy średni? Wystarczy, żeby zadowolić kobietę? Bardziej liczy się to co masz w głowie niż to co masz w spodniach - odpowiadam i nie mylę się. Mężczyznom się wydaje, że seks to jakiś konkurs. Ale seks to nagroda sama w sobie, jeśli dwie osoby dzielą przyjemność i zaufanie. Często między mężczyznami a kobietami rozjeżdżają oczekiwania. Masturbacja też może być lepszej jakości, jeśli przestaniesz się porównywać, a zaczniesz poznawać. W końcu to seksualny akt z kimś, kogo powinno się kochać najmocniej. Ze sobą ;)
Musze przyznać, ze oglądam dość dużo porno. Tak jest najłatwiej zaspokoić swoje podniecenie. To opcja dla leniwych. Najfajniej jest czasem zrobić to tak, żeby poczuć wszystkie zmysły. Tak jakby rzeczywiście robiło się to z kimś kogo się bardzo kocha. To opcja dla ambitnych. Uciekam od męskiego spojrzenia (male gaze). Wtedy liczy się to co mam w głowie. Dotykam się gęsto po ciele, tak jakbym chciała być dotykana - z czułością, ale stanowczo. Próbowaliście się dotykać? Gdzie? To o wiele przyjemniejsze niż dotykanie telefonu albo klawiatury. Odcinam się wtedy od bodźców, czasem puszczam najbardziej sexy playlistę (nazwałam ją „jak sobie pościelisz tak się wyśpisz”). I robię to dłuuugo. Zamykam oczy, otwieram nogi. To taka gra wstępna. Każda miłosna historia musi mieć wstęp, rozwiniecie i zakończenie. Ja wybieram jakie. Rozchylam pośladki, czuję jak rośnie temperatura, robi się coraz wilgotniej, kiedy szukam swojego rytmu. Dwadzieścia, piętnaście minut (sprawdź to ;)). Patrzę na siebie w kamerce, myślę sobie: wow, ale jesteś sexy. Kręci mnie to. Ciebie tez? Dobrze się przy tym bawię. Śmieję się. Probowałeś kiedyś patrzeć sobie w oczy podczas masturbacji? Oblizuję palce, żeby sprawdzić czy smakuje tak dobrze jak wygląda. Robię wszystko starannie, żeby jak najwięcej poczuć. Zmieniam pozycje, robie sexy minki do kamery, mówię coś sprośnego. Zapominam się… jęczę, zaciskam wargi, przeklinam. Zaraz dojdę i nie omieszkam o tym poinformować. Zwykle nie kończy się na jednym orgazmie. Rzadko widuje tak autentyczne porno, chociaż oglądam go dużo. Lubie nagrywać wszystko sama. Nie tak jak Tobie się podoba. Tak jak sama czuję się ze sobą dobrze. Tobie i tak spodoba się moja szczerość i pewność siebie. Cipka to tylko dodatek, wisienka na torcie. Lubię się przy tym zapomnieć, lubię się kochać, lubię swoją kreatywność. Z fascynacją dokumentuję swoją seksualność. Sztuka dla sztuki. Lubię czuć się sexy. Orgazm to coś co ma mi służyć, coś zdrowego, coś dla mnie. Jestem wdzięczna za życie w zgodzie sama z sobą, w kontakcie ze swoim ciałem i jego potrzebami. Czuję się ze swoją seksualnością pewnie i bezpiecznie. Nikt jej nie podważa, nikt mi nie mówi, że jestem jakaś za bardzo albo nie wystarczająca. Nikt nie narusza moich granic, bo nauczyłam się stawiać je jasno i wyraźnie. Nie słucham nikogo, tylko czuję. Jestem i cieszę się tym. Nie tylko akceptuję swoją seksualność, ale celebruję ją. Hip hip hura niech żyje moja mokra cipka. Fajnie by było dzielić tę energię z kimś. A właściwie to mnożyć. Nie godzę się na mniej. W sypialni fantazjuję o rewolucji seksualnej. Porno nigdy całkiem nie zniknie, ale może mieć inną jakość, nowe zastosowanie. Branże porno jako taką w dużym stopni stworzyli mężczyźni/dla mężczyzn, bogacąc się na wyzysku kobiet, nadużywając swojej władzy i pozycji. Marzyli o kobietach podporządkowanych sobie. Wyzwolonych, ale na męskich warunkach. Teraz to się zmienia, bo Kobiety odzyskują swój głos i sprawczość. Kręcą własne porno. Mówią o własnej seksualności. Redefiniują seks. Chciałabym dodać coś od siebie, od serca jakąś wartość. Nie tylko pod kątem kontentu, kreatywności, ale pod kątem tworzenia bezpiecznych przestrzeni do eksplorowania własnej seksualności i intymnych rozmów. Zostań ze mną na dłużej ;) Nie musisz być ogierem, możesz być człowiekiem. Możesz być częścią tej zmiany. Interesuje mnie post-porno, seksualna rewolucja, po której wszyscy zaczniemy kierować się innymi wartościami, skończymy z ocenianiem i weźmiemy odpowiedzialność za własną seksualność i emocje. Nie szukam ani trochę mniej. Chłopaki, zmieniajcie się, bo wszystkie_scy byśmy chciały_eli mieć fajne relacje i seks i żeby ktoś nas całował po szyi. Mam w sobie dużo miłości i chciałabym się nią dzielić
Jeśli doceniasz moją pracę to podziel się tym tekstem z ziomkiem i postaw mi wirtualną kawkę ;) w następnym odcinku zdradzę swoje triki na radzenie sobie z samotnością ;)
Dla bystrzaków, którym jeszcze mało
książka „Asy. Czego może nas nauczyć aseksualność” Angeli Chen
serial „Dojrzewanie” na Netflixie
książka „Przegryw. Mężczyźni w pułapce gniewu i samotności” Patrycji Wieczorkiewicz i Aleksandry Herzyk
podcast Krisa Nowaka „Nowa, lepsza anhedonia”
